wtorek, 27 września 2016

Rozdział V "By przekroczyć jedną z granic"



Przeciągnęłam się. Znowu twórca sterował mną wiele godzin. Zastanawiałam się co on robi w swoim życiu. Przecież sterowanie myszek ogranicza jego ruchy, czas i ogólnie życie. Jedynie steruje myszką to wszystko. Czyżby tak się wciągnął, że nie miał własnego życia? Żył tylko życiem oszukanym, istniejącym w świecie Transformice. W sumie nawet nie zdaje sobie sprawy z moich uczuć, tożsamości itd. On po prostu ma frajdę w sterowaniu mną. Ślepy na to co naprawdę dzieje się w świecie myszek. Widzi to co chce i co mu się podoba.
Zeszłam z twardej kanapy. Wystrój wokół się zmienił. Na ścianie wisiał wieniec z serkiem pośrodku. Ogólnie wszędzie wokół dominowała czerwień. Kanapy, ściany i inne dodatki były czerwone. Niedaleko od kanapy stał stół. Na stole znalazłam ciasteczka, kurczaka, mleko, soki. Powąchałam ciastka. Pachniały tak jak zwykle.
- A może wypróbuję sposób Elisy? – zapytałam sama siebie. Zaciekawiona rozglądałam się dalej. Szukałam piekarnika albo czegoś podobnego do piekarnika. Przeszłam do kolejnego pokoju. Przed oczami pojawił się duży ekran, oczywiście koloru czerwonego. Niedaleko od niego znajdowała się choinka, z dużymi bombkami i gwiazdą na czubku. Przed ekranem stały czerwone kanapy.
- Mój twórca lubi chyba te kanapy – zadrwiłam. Nie znosiłam tym kanap. Kojarzyły mi się z czymś okropnym i wyglądały jakby były mocno używane. 
Przeszłam dalej. Zatrzymałam się przy wodzie. Zapewne ta woda podnosiła do góry by umożliwić dostanie się na wyższe piętro. Zadrżałam. Dość niewygodny sposób na przemieszczanie się. Futro wtedy szybko moknie, czuje się chłód, ociężałość i ciężko je potem wysuszyć, ale chciałam znaleźć piekarnik. Najpierw wyciągnęłam łapkę w stronę wody, poczułam jej chłód oraz lekki prąd. Następnie weszłam całym ciałem. Woda uniosła mnie do góry. Nieśmiertelni nie topili się w wodzie. Unosili się w niej, jakby od zawsze pływali, choć nie musieli przebierać łapkami by pływać. Złapałam się podłogi piętra by zatrzymać swoje ciało, które było pchane ku sufitowi. Prawie jak latanie, szkoda, że tak mokro.
Pokój na piętrze miał znienawidzoną przeze mnie wannę, sedes i umywalkę. Ściany w tym samym kolorze co pozostałe pokoje, zaczynało to przytłaczać. Dobrze, że przedmiotów sanitarnych nie przemalował. Było jedno wejście, więc musiałam się cofnąć. Po drugiej stronie wody widniała sypialnia, tak przynajmniej wywnioskowałam po kilku łóżkach i miśku. Piekarnik pewnie znajdował się gdzieś wyżej, a może odchodził od tej sypialni? Przeskoczyłam niechętnie przez wodę, która była pośrodku, między pokojami. Sypialnia była duża. Walało się tu dużo łóżek. Miałam problem by przejść obok nich. Talentu do wystroju mój twórca nie posiadał. Dostałam się z trudem do drzwi. Drzwi specjalnie skonstruowane zacięły się. Może tam nie było piekarnika, ale musiałam sprawdzić. Szarpałam, popychałam ciągnęłam te drzwi, ale nie chciały się przesunąć. Wolałam zwykłe konstrukcje, wymyślne tylko funkcjonowanie utrudniały. Użyłam łóżka do otworzenia drzwi. Pchałam łóżko z całych sił. Nic nie dawało, postanowiłam odpocząć. Usiadłam przed drzwiami zastanawiając się jak je otworzyć. W drzwiach była lekka wypustka, wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi. Dotknęłam jej. Myślałam, że to mechanizm otwierania, jednak drzwi pozostały nieruchome. Przyjrzałam się lepiej drzwiom. Może należało je podnieść za pomocą przepustki? Spróbowałam. Chwyciłam wypustkę obiema łapkami i zaczęłam pchać wypustkę do góry. Drzwi drgnęły. Zobaczyłam szparę z której pokazało się ciepłe światło. Gdy szpara była na tyle duża, bym się przepchnęła zablokowałam ją ogonem. Następnie schyliłam się by przejść na drugą stronę. Niewiele było tej podłogi za drzwiami, zorientowałam się po czasie, że nie starczy mi miejsca nawet by usiąść.
- aaaaa – krzyknęłam spadając w przepaść. Mimowolnie zasłoniłam łapkami oczy.
Upadłam na fotel. Upadek odebrał mi trochę tchu. Co za diabelstwo wymyślone przez twórcę, tak mnie narażać. Choć w sumie nic mi nie groziło. Nie mogłam nic połamać, moje ciało było niezniszczalne. Odczuwałam jedynie poobijania i zmęczenie, jednak nic wielkiego nigdy mi nie groziło. Tak nas stworzyli Stwórcy gry.
Odsunęłam łapki od oczu by zobaczyć miejsce w którym wylądowałam. Pokój był koloru pomarańczowego. Przy każdej ścianie stała pochodnia. Blask pochodni ocieplał srogi wygląd pokoju. Prócz pomarańczowego fotelu na którym siedziałam znajdował się jeszcze stół i kwadratowe pudełko przewrócone na bok. Zeskoczyłam z fotelu i podeszłam do niego. W środku pudła zobaczyłam płomyki. Pewnie to był ten piekarnik o którym opowiadała Elisa. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- Nie wzięłam tych ciastek – dotknęłam łapką czoła z niedowierzeniem. Co za strata czasu. Szukałam piekarnika nie biorąc ze sobą ciastek. Ten pokój wyglądał na taki, który ma jedynie wejście, bez wyjścia. Chciałam upiec te ciastka. Musiałam się wrócić na sam początek swej podróży po chatce. Chodziłam wzdłuż ścian. Ciepło pochodni suszyło moje futerko. Przynajmniej farby z futra się pozbyłam. Jakiś plus. Zobaczyłam szparę między dwiema pochodniami. Łapką nacisnęłam na szparę. Poczułam szarpnięcie. Znalazłam się z powrotem na początku. Potrząsnęłam głową by pozbyć się resztki otumanienia. Podbiegłam do stołu i chwyciłam ciastka znajdujące się na talerzu. Następnie przebyłam całą drogę do pieca. Musiałam je dobrze trzymać gdy wchodziłam w prąd wody, by nie zgubić ani jednego. Gdy dotarłam do imitacji piekarnika ciastka łącznie ze mną były mokre, a ja zdyszana. Włożyłam mokre ciastka do piekarnika.
- Wysuszą się – stwierdziłam. Usiadłam przy jednej z pochodni. Ogrzałam się obserwując ciastka w piekarniku. Nie wiedziałam w którym momencie je wyjąć. Za stosowny czas na wyciągnięcie ciastek uznałam zapach. Czekałam aż poczuje zapach ciastek, który czułam w koszyku Elisy.
- Udało się! – krzyknęłam. Zapach ciastek rozniósł się po całym pomieszczeniu. Poparzyłam trochę łapki, ale nie zwróciłam na to uwagi. Za bardzo cieszyłam się z sukcesu, który osiągnęłam.
- A masz świecie, pokonałam granice, które na mnie nałożyłeś! – z radością krzyczałam. 
Wzywały mnie obowiązki. Włożyłam ciastka do koszyka. Na szczęście moja skrytka przenosi się wraz ze mną. Mam niewiele rzeczy. Przywiązałam koszyk do ogona wstążką znalezioną w skrytce. Nadszedł czas by spotkać się z Kalikiem. Przez ten krótki czas nauczyłam się wiele. Zrozumiałam czym jest strata, walka, cierpienie, radość i więź. Byłam gotowa na odpowiedzi, których wcześniej się obawiałam.
Wyszłam z chatki. O dziwo przed chatką znajdowało się podwórze ze sporą ilością niebieskich kwiatów. Ich zapach otumaniał. Tuż za ogródkiem była przepaść. Jak przy większości chatek plemiennych.  Podeszłam do krawędzi, zamknęłam oczy i pomyślałam o Anie. Następnie skoczyłam w przepaść. Po ponownym otworzeniu oczu ujrzałam chatkę Any. Na ogonie nadal zawieszony był koszyk z ciastkami. Żadne mi nie uciekło. Pchnęłam drzwi. Ana ich nie zamykała, nie musiała.
- Jestem – oznajmiłam pewnym głosem. „…gotowa” – dokończyłam w myślach.
Weszłam do pokoju w którym na ogół przebywała Ana. Zastałam już tam Kalika. Spojrzał się na mnie. W jego oczach błysnęła ciekawość i zrozumienie, obok Ana patrzyła wystraszona.
- Cześć wam – przywitałam się. – przyniosłam ciastka – przesunęłam ogon bliżej nich.
Ana wlepiała we mnie wzrok z niedowierzeniem, zaś Kalik uśmiechnął się.
- Szybko się uczysz – odparł.
- Skąd pewność, że tego nie potrafiłam? – odpowiedziałam uśmiechem.
- Zmienił ci się wzrok – chwycił koszyk – przybyło ci iskierek.
Miał odpowiedź chyba na każde pytanie. Spodziewałam się trochę innej odpowiedzi, ale ta była znacznie ciekawsza.
- Chciałabym ci zadać kilka pytań… – zaczęłam, ale Kalik przerwał mi unosząc łapkę do góry.
- Pytania zawsze mogą poczekać, najpierw spróbujmy ciastek – wyciągnął jedno z koszyka – ładnie pachną.
Siegnęłam łapką drugie i wyciągnęłam kolejne dla Any.
- Ana już się tak nie patrz – zaśmiałam się – Spróbuj.
Wzięła ciastko ode mnie i powąchała, a potem ugryzła. Uśmiechnęła się, w końcu. Od mojego przybycia to był jej pierwszy uśmiech.
- Dobre są – pochwaliła.
- Mają inny smak niż te od Elisy – odparł Kalik, przyglądał się mojej reakcji. Jadłam dalej ciastko, chciał mnie sprowokować, jednak w głowie miałam obietnicę, którą złożyłam.
- No oczywiście, że mają inny smak – powiedziałam – przecież to moje pierwsze ciastka.
Pokręcił głową.
- Czuć w nich coś więcej niż same ciastka. – uniósł jedno z ciastek – w nich można wyczuć odwagę, pewność siebie oraz chęć odkrywania. To nie są zwykłe ciastka –okręcił ciastkiem w łapce – one wywołują u osób, które ich skosztują, pewne uczucia. Dokładniej dodają pewności siebie – uśmiechnął się. – Wyszłaś poza granice Lena.
Ciastka wywołujące jakieś emocje? Nawet nie wiedziałam, że tak się da. A więc się da i można dokonać rzeczy niemożliwych.
- Dla mnie nie ma już granic – oznajmiłam na głos.  

5 komentarzy:

  1. Wow, mega ciekawe, jak zaczęłam to skończyłam, herbata mi wystygła. Poprostu WCIĄĄĄĄĄĄGAAA!!!!!

    Zapraszam do mnie:
    Jemy Kolację Żyrandolem KLIK

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Będzie, ale gdy mam usiąść do rozdziału to ktoś mnie prosi o pomoc lub są inne ważniejsze rzeczy. Zaczęłam pisać ten rozdział. Jest w moim budnopisie :)
      A na blogu po prostu powoli segreguje te rozdziały, by były w miarę w jednym miejscu.

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź :D

      Usuń