czwartek, 10 stycznia 2019

Rozdział XXV "Czarna Biel"

Otaczała mnie woda. Nie taka z chatek czy innych miejsc. Przy tamtej wyraźnie widać było dno, choć zafalowane. Ta woda była tajemnicza. Przezroczysta, jednak widoczność nie była pełna. Ziemia była poza moim zasięgiem. Podeszłam bliżej brzegu. Zbliżyłam nos i użyłam wąsów do zbadania substancji. Ciesz miała inny smak. Jakby słony. Słowo opisujące to zjawisko samo pojawiło mi się w głowie. Jeszcze nie byłam w taki miejscu. Wszystko wyraźne, dopracowane. Łapką zgarnęłam trochę piasku spod stóp. Przesypywał mi się przez palce. Słońce grzało moje futerko. Rozejrzałam się. Wysepka była mała. Właściwie sam piasek i jedna palma. Postanowiłam wspiąć się na drzewo, by mieć lepszy widok. Powierzchnia drzewa była chropowata co ułatwiło wspinaczkę. Dość szybko znalazłam się na szczycie. Stąd rozpościerał się niesamowity widok. Aż zapierało dech w piersi. Woda wydawała się nie mieć końca. Stykała się z niebem, jakby stanowiły jedność. Przed tą wysepką znajdowała się druga, większa. Różniła się od wysepki na której siedziałam. Ta druga miała wybujałą roślinność, drzewa oraz dobrze mi znane pędy. Chyba już tam byłam.
Zeskoczyłam szybko z drzewa i wskoczyłam do wody. Zaskoczyło mnie uczucie ciężkości. Woda ściągała mnie na dno. Do tej pory nie spotkałam się z podobnym problemem. Na ogół woda podnosiła do góry. Przecież służyła jako winda w chatkach. Jakim cudem ta ściągała mnie na dno? Przerażona machałam łapkami. Nic nie pomagało. Woda niemiłosiernie ciągnęła mnie w swoje odmęty. Machnęłam desperacko łapkami i ogonem. Udało mi się dotknąć dna. Chwyciłam się tego z całych sił. W krótkim czasie całe ciało znajdowało się na piasku. Powoli szłam w stronę powierzchni. Piasek utrudniał mi chód. Gdy opuściłam już gęstą powierzchnię odetchnęłam z ulgą. Potrząsnęłam ciałem by osuszyć futro. Słońce nadal grzało, co dodatkowo pomagało w osuszeniu się. Chwilę postałam ciesząc się ciepłem.
Drzewa porastał mech dobrze mi znany. Już tu chodziłam. Byłam niedawno w tym miejscu. Weszłam w gęstwinę. Dość szybko znalazłam ścieżkę, którą przebyłam z rodzeństwem.
Czyżby Kalik tu gdzieś był? Dlaczego mnie tu przeniosło? Nigdzie go nie widziałam. On sam przenosić się nie mógł, wszędzie chadzał na piechotę. Postanowiłam tak samo jak on iść o własnych nogach. Dość szybko doszłam do znanego mi wodospadu. Tym razem wolałam uniknąć podziemia. Spodziewałam się za wodą spotkać jakieś przejście. Niestety zawiodłam się. Żadnej jaskini, jedynie ściana z rysunkiem.
- Eh – westchnęłam zawiedziona.
Poszłam wzdłuż ściany. Gdzieś musiała się kończyć. No i skończyła się zaroślami gęstymi tak, że trudno było przejść. O ile w ogóle dało się pokonać gęstwinę. Kusiła rezygnacja. O wiele łatwiej przenosić się za pomocą myśli niż chadzać o własnych siłach. Powstrzymywała mnie chęć złapania Kalika. On przecież nie potrafił przenosić siebie. Ponownie westchnęłam. Trzeba było znaleźć inną drogę.
Kojarzyłam, że przez kamienny stolik, czy cokolwiek to było. Można było wejść wyżej po murze. Spróbowałam tej drogi. Tym razem dobrze wybrałam. Nic nie blokowało drogi. Mogłam iść bez przeszkód. Sceneria się minimalnie zmieniła. Było więcej sadzawek, przy okazji śmignęło mi coś przed oczami. Po chwili zobaczyłam ostrze. Co to? Co jakiś czas ostrze wysuwało się z ziemi. To chyba była pułapka. Czemu Stwórcy stworzyli ten mechanizm? Usłyszałam trzask. Obejrzałam się i zobaczyłam jak z góry spada na ziemię metalowy bolec. A dokładnie nie spada a zgniata. Pod spodem zauważyłam krew. Przecież niedawno tam przechodziłam! Wystraszyłam się. Raczej Kalik tędy nie szedł. A co ja mam zrobić? Iść dalej w zaparte czy ratować swoje zdrowie?
Stojąc niezdecydowana usłyszałam krzyk. Podbiegłam do źródła głosu, zapominając o pułapkach.
Przy jednej z sadzawek stała biała myszka z króliczymi uszami. Chyba te uszy są ulubionym strojem wśród myszy. Włosy miała koloru czarnego, zdobiła je kokarda czerwona kokarda przyczepiona do ucha. Patrzyła ze złością w jeden punkt. Także tam spojrzałam. Zobaczyłam wychylające się ostrze.
- Co to w ogóle jest? – zadała dręczące mnie pytanie. – Mysz normalnie wybrać się nie może na spacer.
Podeszłam bliżej by mnie zobaczyła. Pomyślałam, że się ucieszy z towarzystwa. Kolejny raz się pomyliłam.
- Czego chcesz? – spytała opryskliwie.
- Jestem Lena – przedstawiłam się.
- Co mnie to obchodzi? – prychnęła. Widać, nie lubiła poznawać nowych osób.
- Zgubiłam się i próbuję stąd wyjść. Razem szybciej sobie poradzimy – zaproponowałam, choć kusiło mnie by porzucić nieznajomą.
Myszka milczała uważnie mnie się przypatrując.
- A w sumie … sama nie dam rady – machnęła łapką – Jestem Marciaq.
- Te pułapki wysuwają się raz na jakiś czas – powiedziałam – można wyliczyć w jakim czasie je przeskoczyć.
- Głupie to – stwierdziła w odpowiedzi.
- Dla mnie to raczej dziwne – odparłam – Co Stwórcy chcieli tym osiągnąć?
- Utrudnić i tak zniszczone życie – warknęła i ścisnęła łapkę w pięść machając w niebo – Zmrok! – zawołała.
Rozejrzałam się w koło. Nad nami górowało błękitne niebo, które co jakiś czas przebijało się przez liście. O jakim Zmroku ona mówiła.
Nagle jakiś cień zakrył te odrobinę światła, która oświetlała nam miejsce.
- Boginii bąbelków, czyżbyś utknęła? – zapytał łagodnie.
- Zabierz mnie stąd – rozkazała.
Cieniem okazała się chmurka, którą przybysz ze sobą miał. Myszka, która do nas zeszła miała ciemne futro. Na głowie czarne włosy i ciemny kapelusz w czarne paski. Jedno ucho ozdabiał czarny kolczyk.
Zeskoczył z chmury i podał łapkę Marciaq.
- A to kto? – spojrzał w moją stronę. Nie spodobał mi się błysk w jego oczach.
- Lena. Pomagała mi – wyjaśniła krótko.
- Pomagała? – powtórzył cicho, jakby coś rozważał – Chcesz pomocy, czy sama dasz sobie radę?
- Z chęcią skorzystam z pomocy – oznajmiłam szybko.
Podał mi łapkę. Jego chwyt był pewny. Usiadłam na chmurce koło Marciaq. Ona zaś wygodnie się rozłożyła. Kojarzyłam te chmurkę, podobną posiada Ana. Dzięki niej się porusza. Istniało więcej takich chmur?
- Umiesz tym sterować? – z zamyślenia wyrwał mnie głos białej myszki.
- Niezbyt – wzruszył ramionami – Wolę runy, ale ciebie nie przewiozę runami – uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała mu tym samym.
Nie rozumiałam co się dzieje. Coś mi nie dawało spokoju.
- Jesteś Lena? – zwrócił się do mnie.
- Tak, a ty?
- Zmrok – przedstawił się – To moje imię, nick i życie. Umiesz sterować chmurą?
- Nigdy tego nie robiłam.
- To jakoś trzeba sobie poradzić – stwierdził. Uniósł obie łapki do góry. Zobaczyłam światło, a w głowie powstało tysiące pytań.

niedziela, 6 stycznia 2019

Nowa przygoda Transformice!

Admini pracują nad nową animacją transformice, a także nową przygodą. Zbieranie serka już nie będzie naszym celem! Będziemy mieli zupełnie inne misje, miecz i potwory do pokonania. Jesteście ciekawi takiej wyprawy?
By stworzyć grę administratorzy otwierają zbiórkę pieniędzy. Każdy kto coś wpłaci otrzyma unikalne przedmioty, więc warto inwestować. Kto chętny na przygodę?

Więcej szczegółów znajduje się na forum.