sobota, 24 sierpnia 2019

Rozdział XXVII "Chuck"

- Plemie? – spytałam. Już raz słyszałam to słowo. Kalik je użył. Powiedział, że któregoś dnia poznam odpowiedzi. Czyżby wywróżył spotkanie? Niekiedy mnie zaskakiwał swoją przewidywalnością.
- Plemie to … - zaczęła – Dość trudno to wytłumaczyć. Chyba to więź – zdecydowała.
- więź?
- O rany – odezwał się Zmrok – głupia jesteś czy co? Powtarzasz te słowa jak jakaś tępa.
- Zmrok! – Sijaka zwróciła uwagę z naciskiem – Ona po prostu jest zdezorientowana. Ja jej odpowiem na pytania.
- No jasne! – podniósł głos – Sijaka wszystkim pięknie wytłumaczy, bo każdemu można ufać.
- Nie jest to nic takiego co by mi zaszkodziło – oznajmiła zimno.
- No dobra – zgodził się - tłumacz sobie co chcesz. Ale przejedziesz się na tym jak ostatnio.
- Wiem, że się martwisz – rzekła łagodnie i przytuliła go. – Ale nic mi nie grozi. Jestem gotowa na ryzyko.
- Tylko po co? – nie odsunął jej, ale także nie odwzajemnił.
- Czuję, że Lena będzie inna – odpowiedziała.
- Przepraszam – przerwałam te scenę. Oczywiście wybrałam odpowiednią chwilę na odezwanie się. Taka mało cierpliwa myszka. Ryzykowałam ponownym atakiem ze strony czarnej myszy.
- Co znowu? – Zmrok odsunął się od Sijaki.
- Zmrok, nie denerwuj się niepotrzebnie – powiedziała Sijaka.
- Ale ona ma rację – wtrąciła dotychczas milcząca Marciaq – Ona ciągle odzywa się w dziwnych momentach.
- Co to za kłótnia? – odezwał się nowy głos.
Mysz miała brązowe futro, na głowie czarną czapkę kota, a uszy zdobiły sercowe kolczyki.
- Pani – Zmrok lekko się skłonił.
- Małe nieporozumienie – wyjaśniła Sijaka.
- O cześć – przywitała mnie nowo przybyła.
- Cześć… - w głosie nie miałam zwykłej pewności siebie. Coś biło od tej myszki. Podobnie jak Zmrok, ona miała dziwną aurę.
- To jest Lena – przedstawiła mnie moja wybawicielka.
- Wichira – odparła krótko – Wybieram się na sery. Brakło nam. Zmrok idziesz?
- Z tobą zawsze Pani! – powiedział pełen entuzjazmu. Zniknął mrok, który mi przedstawił wcześniej. Był normalną myszą jak większość. Jakoś wszyscy wydawali mi się tutaj pełniejsi niż ci, których spotkałam do tej pory. Wszystkim czegoś brakowało. A plemie „No chyba nie” dopełniało się.
Marciaq bez słowa podeszła do Zmroka. Po chwili pojawiła się kolejna mysz o podobnym futrze co Wichira. Jedynie co miała na sobie to szalik w zielone paski.
- Ja zostanę z Leną chwilę – oznajmiła Sijaka – potem was znajdę.
- Spoko – machnęła łapką i wszyscy odeszli. Zrobiło się cicho.
- Więź? – powtórzyłam pytanie.
- Więź to takie jakby przywiązanie. Spędzanie razem czasu – próbowała wyjaśnić – To takie uczucie bliskości. Odczucie bezpieczeństwa. Chęć chronienia.
- I tym jest plemie?
- Tym powinno być plemie – poprawiła.
- A nie jest? – zdziwiłam się.
- A czujesz coś do osób ze swojego plemienia? – zamiast odpowiedzieć zadała pytanie.
- Ja należę do jakiegoś plemienia?
- Prawdopodobnie tak, ale sama musisz to odkryć.
Znowu miałam coś odkrywać. Czemu nie mogli mi normalnie odpowiedzieć. Choć Sijaka przynajmniej dawała mi konkretne odpowiedzi, nie to co Kalik. A właśnie Kalik! Przez całe to zamieszanie zapomniałam.
- Ale jak mam to odkryć? – jednak wolałam nadal zadawać pytania. Jakoś nie mogłam się powstrzymać.
- Sprytna jesteś, na pewno na coś wpadniesz – mrugnęła do mnie – Te osoby, które zobaczyłaś zostały przypisane do jednego plemienia. Takie plemie stworzyli nam Twórcy, a my zbliżyliśmy się do siebie. Twórcy przelali w nas wiele swojej duszy. A wszyscy Twórcy, którzy nas stworzyli byli ze sobą jakoś powiązani. Dlatego od początku byliśmy ze sobą. Ale nie wszędzie więź stworzona przez twórcę jest kontynuowana tutaj – zakreśliła łuk nad sobą.
Odpowiedziała na kilka pytań, które zrodziły mi się w głowie. Czyżby odkryła o co chce spytać? To było bardziej przerażające niż inteligencja Kalika.
- Lubisz swojego Twórcę? – spytałam.
- Lubiłam – Sijaka pokręciła ze smutkiem głową – Kiedyś.. – spojrzała na jedną z chatek – Kiedyś Twórca poświęcał mi wiele czasu. Znałam jego emocje, myśli. Wiele się nauczyłam. Nie miałam za złe, że mną steruje. Cieszyłam się. Na ogół spędzałam czas podczas sterowania z moimi współplemieńcami. A ich kocham całym sercem – odwróciła się do mnie a w oczach zobaczyłam łzy – Potem przez pewne zdarzenie Twórcy nas opuścili. Prawie równocześnie. Mój Twórca jeszcze mną sterował, za co mu byłam wdzięczna, ale stopniowo i to się uspokoiło. – pokręciła głową by zbyć łzy.
- To przykra historia – skomentowałam tylko, bo co mogłam więcej dodać? Nie myślałam, że ktoś może pragnąć sterowania. Przecież wtedy nie mieliśmy jakby duszy – Nie przeszkadzało ci sterowanie?
- Nie – zaprzeczyła – Od początku byłam przebudzona. Dalej wszystko mi pokazał. Ja byłam świadoma podczas sterowania, więc szybciej się uczyłam. Dzięki temu wiem wiele – uśmiechnęła się.
- A czy znasz Kalika? – powróciłam z powrotem myślami do pierwotnego celu mojej wycieczki. W końcu trzeba się dowiedzieć czegoś o czasie. Pewnie Sijaka by mi wszystko wytłumaczyła, ale i tak chciałam go odszukać.
- Znam – potwierdziła – Był u nas niedawno. My go przemieszczamy w inne miejsce, by szybciej się dostał do ostatniego celu podróży.
- Co? – moje ulubione pytanie. Wyraża tyle, a jednak nic. Po prostu wyrywa się z pyszczka niekiedy bez mojej woli.
- Kalik podróżuje i odkrywa nowe tereny – wyjaśniła – Dzięki takim jak on mamy lepszy podgląd na świat. A świat tworzy się przez cały czas. Twórcy i Stwórcy nie przestają tworzyć. Tak naprawdę nie znamy całego Transformice.
- A gdzie go przenieśliście? – spytałam.
- Musiałbyś spytać Daleja. On go przenosił. Ja akurat zajmowałam się Okruchem.
- A gdzie Dalej? – zapytałam zniecierpliwiona. Najchętniej bym pobiegła bez żadnego planu, ale miałam znaleźć Kalika, a nie się zgubić i błądzić po nieznanym.
- Pewnie niedługo wróci – zapewniła Sijaka – Na razie zostawię cię z Firletką i pójdę do pozostałych.
- A tak właściwie to po co wam ser?
- No jak to po co? – odpowiedziała pytaniem.
- Przecież jedzenie pojawia się po jakimś czasie – stwierdziłam.
- Ser, który występuje w chatkach jest niezbyt smaczny. Nie wiem czy go próbowałaś. A ser w takich specjalnych miejscach jest znacznie smaczniejszy. A my lubimy ser – zaśmiała się – W końcu jesteśmy myszkami.
Na chwilę zniknęła i przyprowadziła ze sobą brązową myszkę. Jej włosy były koloru złotego ozdobione czerwoną kokardą na głowie. Na uszach wisiały czerwone kurczaki.
- Cześć – przywitała się nieśmiało złotowłosa – Jestem Firletka.
- Lena – przedstawiłam się – Miło mi cię poznać.
- To ja idę – oznajmiła Sijaka – Nie bój się, ona nic ci nie zrobi – zwróciła się do Firletki.
- Ufam ci – uśmiechnęła się do króliczej myszki.
Sijaka szybko zniknęła. Pozostałam sama z nieśmiałą myszą. Firletka lubiła ciszę. Siedziała tylko naprzeciw mnie nie racząc mnie słowem. Nudziłam się przeogromnie. Nie wiedziałam na jaki temat zagadać. Czy mogłam o cos zapytać? Czy moje słowa by ją zraniły? Myszka sprawiała wrażenie kruchej. Jakby wietrzyk mógł zrobić jej krzywdę.
- Firletka, kim jest twój gość? – usłyszałam pytanie. Głos różnił się od wszystkich głosów razem wziętych. Jakby to był jeden z pierwszych głosów. Miał w sobie tyle historii. Nawet nie potrafiłam tego opisać. A jego wygląd wprawił mnie w osłupienie.