poniedziałek, 22 lipca 2019

Rozdział XXVI "Nowe znaczenie domu"

Przed Zmrokiem pojawił się dziwny kształt. Miał on niebieskawą poświatę.
- Runa? – spytała Marciaq.
- Wiesz jak lubię runy – uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Bardziej wolisz canony – prychnęła.
- Chcesz? – zagroził ze śmiechem. Dziewczyna zrobiła urażoną minę, ale nie gniewała się na niego. Przekomarzali się między sobą. W czarnej myszce było coś niebezpiecznego. Nie wiem co dokładnie. Przecież był miły, ale coś w środku mnie krzyczało: Niebezpieczeństwo!
- Jak? – przerwałam te miłą chwilę. Zmrok ostrzegawczo spojrzał w moją stronę. Trzymałam Marciaq, by nie spaść chmury.
- Przepraszam, czy pytał się ciebie ktoś o głos? – zapytał z groźbą w głosie.
- A potrzebuje pozwolenia? – uniosłam brew.
Zmrok zbliżył się do mnie i popchnął na tyle mocno, że spadłam na ziemię. Na szczęście nie znajdowaliśmy się zbyt wysoko, więc krzywdy sobie nie zrobiłam.
- Ałć – skomentowałam.
- Pyskata jesteś jak na ofiarę – odparł z pogardą.
- Odpuść jej – Marciaq stanęła w mojej obronie – Co ty taki dziś nie w humorze?
- Ja? Nie w humorze? – uśmiechnął się paskudnie, a potem wzrok skierował na mnie.
Milczałam. Jego oczy wiele mówiły, łącznie z tym bym nie próbowała czegokolwiek.
Wyczarował kolejną runę, którą przyczepił do chmury.
- Wsiadaj, bo odjedzie bez ciebie – polecił.
Bez słowa wskoczyłam na chmurę. Chciałam się wydostać z tego miejsca. Chęć odnalezienia Kalika zeszła na drugi plan.
Zmrok leciał na runie obok chmury. Balansował na niej. Zastanawiałam się jak on się utrzymuje i dodatkowo pilnuje równego lotu chmury. Marciaq była całkowicie spokojna. Wylecieliśmy z dżungli i mogłam śmiało obserwować drzewa od góry. Na horyzoncie widziałam głównie zieleń w różnych odcieniach. Potem obrazy zaczęły migać. Stroma góra, wulkan, chatka na drzewie, las, jezioro, morze, wilk, smok. Wszystko to jakby w jednej chwili. Nim się obejrzałam nasz transport zbliżał się do lądowania. Na dole rozpościerał się obraz usiany chatkami. Osiedle, które spotkałam miało różny charakter. Tutaj chatki także różniły się między sobą, ale wszystkie były jakby połączone. Stanowiły całość w swojej różnorodności.
- Gdzie my jesteśmy? – spytałam, a po chwili leżałam na ziemi popchnięta przez Zmroka.
- Miałaś się nie odzywać – odparł w odpowiedzi. Pomógł Marciaq zejść z chmurki. Uśmiechnęła się do niego.
- Chyba przesadzasz – zwróciła uwagę.
- Wkurza mnie – rzekł na usprawiedliwienie.
Do tej pory milczałam, ale ten osobnik pobudził moją egoistyczną stronę. Co on sobie myśli? Myśli, że może tak mnie traktować? A może myśli, że przez cały czas będę potulnie milczeć? Bałam się go, ale nie pozwolę na takie traktowanie.
- To, że cię wkurzam nie znaczy, że możesz mnie tak traktować – powiedziałam z mocą. Podniosłam się z ziemi i dumnie stanęłam przed czarną myszką.
- Bo co? – zapytał szyderczo – Myszka coś chce mi zrobić? Czy po prostu piszczy?
A co ja mu mogłam zrobić? Moją bronią były tylko słowa. Nie potrafiłam nic tworzyć, co jak zobaczyłam nie dotyczyło samego Zmroka.
- Nie piszczę tylko mówię – sprostowałam – A ty za kogo niby się masz?
- Za chama – odparł ponownie mnie popychając. Prawie straciłam równowagę.
- Cham czy nie cham nie pozwolę by ktoś mnie tak obrażał – powrócił mój stary ton, pewność siebie i ta wiara we własne słowa – ani popychał – po tych słowach odsunęłam się na bezpieczną odległość.
- A co masz zamiar zrobić? – zastanowił się chwilę – O już wiem, będziesz płakać – zaśmiał się po wypowiedzeniu tego zdania.
Byłam wredna, egoistyczna, prędzej mówiłam niż myślałam, ale Zmrok mnie ze wszystkim przebił. On nawet nie próbował być inny. Kalik uczył życia w nowym świecie, a ta czarna mysz w nim żyła ze swoją osobowością. Ciekawe czy ja też tak będę potrafiła.
- Mam płakać? – zaśmiałam się – Nie będę marnować swoich łez na taką mysz jak ty – dodałam z pogardą.
W oczach mu błysnęło. Nie odezwał się, lecz widziałam, że go zdenerwowałam. Jednak nic nie robił. Patrzył się na mnie zimnym spojrzeniem. Wolałabym wściekłość, ostre słowa. Chłód mnie przerażał. Cofnęłam się bardziej.
- Zmrok, odpuść jej – odezwała się dotychczas milcząca Marciaq.
Wysunął łapki do przodu, coś wyszeptał i zaczął tworzyć się przed nim czarny kształt. Zamurowało mnie. Stałam w miejscu i czekałam na efekt jego czaru. Uśmiechnął się do mnie złowrogo. A potem poczułam ból. Uderzyłam o jedną ze ścian. Nie straciłam przytomności. Próbowałam się rozeznać w sytuacji. Obok mnie leżała czarna kula. A czarna mysz powolnym krokiem się zbliżała.
- Zmrok starczy – usłyszałam kobiecy głos.
Zatrzymał się jakby jej słowa miały wpływ na ruchy myszy. Kogoś się słuchał.
Nade mną przystanęła myszka z króliczymi uszami. Ostatnio spotkałam wiele takich myszy. Nawet to było zabawne. Z wysiłkiem się zaśmiałam.
- Spokojnie – wyszeptała do mnie – Niedługo ból ustąpi.
Miała łagodny głos. Otworzyłam szerzej oczy by móc się lepiej przyjrzeć. Jej futerko było tego samego koloru co moje. Włosy jasne, zaplecione w warkocze, które utrzymywała opaska z królikami. Wszystko kolorystycznie dobrane. Niedaleko leżała różowa parasolka.
- Zmrok przynieś wody – poleciła, a on bez słowa odszedł.
- Przepraszam cię za niego – westchnęła – on ma takie ciężki charakter, ale też i złote serce jeśli już kogoś pozna.
Czarna mysz wróciła po chwili wręczając mi szklankę wody. Królicza myszka pomogła mi napić się wody.
- Już mi lepiej – powiedziałam i usiadłam. Jeszcze czułam ukłucia bólu, ale faktycznie powoli przechodziło – Co się stało?
- Zmrok wyczarował canon – wskazała na czarną kulę – Ona nie jest wrogiem. Przeproś ją.
- Przepraszam za to uderzenie – powiedział machinalnie.
- Eh Zmrok.
- Co? Przeprosiłem, choć uważam, że zasłużyła. Przynajmniej się nie rzuca – stwierdził.
- Zero wniosków, co? – odparła łagodnie.
Wzruszył ramionami.
- A gdzie ja jestem? – to pytanie dręczyło mnie od początku.
- To Zmrok ci nie powiedział? – spojrzała się na niego, on jedynie powtórzył gest- Jesteś w naszym domu. W plemieniu No chyba nie. A ja jestem Sijaka.