wtorek, 6 września 2016

Rozdział IV "Brak powietrza"



Spojrzałam do góry, nad sobą zobaczyłam myszkę. Śmiała się do rozpuchu. Miała futro pandy. O dziwo nie wyglądało tak jak te przyklejone futra z tfm. Było tak piękne jak futro Kalika. Wydawała mi się olbrzymia jak tak patrzyłam na nią z ziemi. Na głowie widniała bujna kitka. We włosy zaczepiony był hawajski kwiat. Wszystko się fajnie komponowało. W łapce trzymała wachlarz. Leżałam tak długą chwilę zamyślona.
- Hej myszko – zaczepiła mnie – długo masz zamiar leżeć na ziemi? – zapytała – chyba, że ci tu wygodnie. – po tym zdaniu położyła się obok mnie.
Pokręciłam jedynie głową w odpowiedzi. Przyciągnęłam do siebie koszyk i usiadłam. Nadal przyglądałam się uważnie nowopoznanej myszce.
- Co tak milczysz? – spytała i obróciła się w moją stronę. Napotkała mój pełen skupienia wzrok. Uśmiech znikł z jej pyszczka. – Odpowiesz wreszcie? – zdenerwowałam ją.
Odsunęłam się od myszki. Koszyk ponownie zaczepiłam na ogon, jednak nie wstałam. Dalej siedziałam.
- Co tam masz? – jeszcze w trakcie zadawania pytania wyciągnęła łapkę do koszyka. Zadziałałam instynktownie. Cofnęłam się jeszcze bardziej, machnęłam ogonem w drugą stronę by oddalić koszyk od myszki, a w oczach pojawiła się determinacja. Ponownie byłam na czterech łapach. Ogon był w górze, w sporej odległości od przeciwnika.
- Zostaw – powiedziałam ostrzegawczo. Nie potrafiłam walczyć, jedynie umykać. Mogłam tak ciągle unikać jej wyciągniętych łap, ale nie o to chodziło.
- O rany chciałam tylko zobaczyć co tam masz. Strasznie sztywna jesteś – prychnęła.
Stałam w jednej pozycji przez krótką chwilę, jednak ponownie usiadłam. Dotknęłam swojej piersi. Musiałam o coś uderzyć, bo chyba miałam siniaka. Ignorując myszkę zaczęłam delikatnie pocierać bolące miejsce. Futro nie wszystko zamortyzuje, szczególnie jak się upada na wystające przedmioty.
- ej mówię do ciebie – powiedziawszy to podeszła do mnie, ja szybko uskoczyłam. – no, no, niesamowicie szybka jesteś. Aż tak cię wytresował? – myszka zaczynała być nie miła.
- kto? – zapytałam powiększając przestrzeń między mną a myszką.
- Twórca – odpowiedziała głosem pełnym nienawiści.
Lekko przechyliłam głowę. Nie myślałam o tym, że twórca może nas tresować. Myślałam, że raczej zapominamy co robimy kiedy nami steruje. Choć jakby się zastanowić pewnie coś z nami zostaje. Pewne zachowania, umiejętności. Możliwe, że faktycznie jesteśmy wytresowani.
- Nikt mnie nie tresuje – zaprzeczyłam.
- Umykasz jak tresowana mysz – powiedziała ze złością.
- Tresowane myszy nie uciekają – odparłam spokojnie.
- Co ty wiesz o tym jak zachowują się inne myszy poza tymi tresowanymi, co? – spytała kąśliwie.
- Nie uważam się za mysz tresowaną – odpowiedziałam. Patrzyłam jak w myszce narasta złość. Jeszcze trochę a wybuchnie i wtedy może stać się coś niedobrego. – Jestem Lena – przedstawiłam się.
- Co? – spojrzała na mnie zaskoczona.
- Lena – powtórzyłam – to moje imię, nie Nick, który nadał mi twórca. – dotknęłam swoich uszu – to moja ulubiona opaska, nie mojego twórcy. Nadal uważasz, że jestem tresowana? – zapytałam.
Myszka przyglądała mi się chwilę. Po dłuższym namyśle westchnęła.
- Mam na imię Nina – powiedziała. – Co masz w tym koszyku? – zapytała zaciekawiona. Cała złość z niej zeszła. Była ponownie radośnie nastawiona do życia.
- Ciastka – przybliżyłam ogonem bliżej koszyk, by Nina mogła zobaczyć.
- Ciastka? – wyciągnęła łapkę w stronę koszyka. Tym razem nie odsunęłam go. – Nie myślałam, że można je jeść.
- Ja do dziś też nie wiedziałam – zaśmiałam się.
Przysiadłyśmy obok siebie. Czułam z Niną więź. Poznałam ją niedawno, a już się spodziewałam wspaniałej przyjaźni. Miałyśmy podobny charakter i obie odkrywałyśmy możliwości tego świata. Jadłyśmy razem ciastka. Nina wsuwała je z takim apetytem. Zrozumiałam śmiech Any i Elisy na mój widok. To faktycznie wygląda zabawnie. Zaśmiałam się, Nina mi zawtórowała. Nie było to sztuczne, wszystko było tak jak być powinno. Było wspaniale.
- Naprawdę dobre te ciastka – oznajmiła Nina. Pokiwałam głową na potwierdzenie. Gdy sięgnęłam do koszyka poczułam jego dno.
- Zjadłaś mi wszystkie ciastka – powiedziałam z wyrzutem. Nina w odpowiedzi zaśmiała się. Ciężko się na nią gniewać, jej śmiech rozbraja. Pośmiałam się z nią chwilę. – Już nie ma ciastek – stwierdziłam ze smutkiem.
- Ale zawsze można je zrobić? – zapytała w odpowiedzi.
No tak! Przecież Elisa powiedziała mi jak upiec ciastka.
- A więc trzeba je upiec – oznajmiłam poważnym tonem. Nina ledwo powstrzymywała śmiech, aż zasłoniła łapkami pyszczek by nie parsknąć śmiechem – Ale nie wystarczy upiec – kontynuowałam – ty musisz czuć te ciastka każdą cząsteczką ciała! – dokończyłam mrocznym głosem.
Moja nowa znajoma śmiała się w najlepsze. Położyła się na trawie i trzymała się za brzuch. Śmiałyśmy się dłuższy czas. Nie pamiętam kiedy się tak ostatnio śmiałam. Jakoś tak lepiej się na Zycie patrzy po takiej dawce dobrego humoru. Wszystko co mnie do tej pory martwiło bądź zastanawiało zniknęło. Problemy, smutki, ograniczenia – przestało mieć znaczenie. Liczyło się tu i teraz.
- Och nie! – krzyknęła Nina.
- Co jest? – zmartwiłam się. Na pyszczku Niny malował się strach, po chwili został zastąpiony oczami pełnymi nienawiści.
- Twórca – powiedziała głosem, który mógłby zabić po czym zniknęła.
- Nieeeee – wyciągnęłam łapkę w miejscu w którym stała. Pierwszy raz czułam się tak dobrze w czyimś towarzystwie. Patrzyłam na leżący koszyk, z oczu zaczęły uciekać łzy. Nie płakałam, nie miałam do tej pory powodu. Znalezienie miejsca w Transformice to pestka. Gorzej jest ze znalezieniem osoby. Mimo swego ograniczenia, świat ten jest ogromny. Mogę już nigdy jej nie odnaleźć.
- Obiecuję, że cię odnajdę – przysięgłam w przestrzeń. Może gdzieś tam Nina mnie usłyszy i także będzie szukać. Nie poddam się i znajdę moją bratnią duszę, choćbym miała udać się poza horyzont Transformice.

1 komentarz: