Przeciągnęłam
się. Znowu twórca sterował mną wiele godzin. Zastanawiałam się co on robi w
swoim życiu. Przecież sterowanie myszek ogranicza jego ruchy, czas i ogólnie
życie. Jedynie steruje myszką to wszystko. Czyżby tak się wciągnął, że nie miał
własnego życia? Żył tylko życiem oszukanym, istniejącym w świecie Transformice.
W sumie nawet nie zdaje sobie sprawy z moich uczuć, tożsamości itd. On po prostu
ma frajdę w sterowaniu mną. Ślepy na to co naprawdę dzieje się w świecie myszek.
Widzi to co chce i co mu się podoba.
Zeszłam z
twardej kanapy. Wystrój wokół się zmienił. Na ścianie wisiał wieniec z serkiem
pośrodku. Ogólnie wszędzie wokół dominowała czerwień. Kanapy, ściany i inne
dodatki były czerwone. Niedaleko od kanapy stał stół. Na stole znalazłam
ciasteczka, kurczaka, mleko, soki. Powąchałam ciastka. Pachniały tak jak
zwykle.
- A może
wypróbuję sposób Elisy? – zapytałam sama siebie. Zaciekawiona rozglądałam się
dalej. Szukałam piekarnika albo czegoś podobnego do piekarnika. Przeszłam do
kolejnego pokoju. Przed oczami pojawił się duży ekran, oczywiście koloru
czerwonego. Niedaleko od niego znajdowała się choinka, z dużymi bombkami i
gwiazdą na czubku. Przed ekranem stały czerwone kanapy.
- Mój twórca
lubi chyba te kanapy – zadrwiłam. Nie znosiłam tym kanap. Kojarzyły mi się z
czymś okropnym i wyglądały jakby były mocno używane.
Przeszłam
dalej. Zatrzymałam się przy wodzie. Zapewne ta woda podnosiła do góry by
umożliwić dostanie się na wyższe piętro. Zadrżałam. Dość niewygodny sposób na
przemieszczanie się. Futro wtedy szybko moknie, czuje się chłód, ociężałość i
ciężko je potem wysuszyć, ale chciałam znaleźć piekarnik. Najpierw wyciągnęłam
łapkę w stronę wody, poczułam jej chłód oraz lekki prąd. Następnie weszłam
całym ciałem. Woda uniosła mnie do góry. Nieśmiertelni nie topili się w wodzie.
Unosili się w niej, jakby od zawsze pływali, choć nie musieli przebierać
łapkami by pływać. Złapałam się podłogi piętra by zatrzymać swoje ciało, które
było pchane ku sufitowi. Prawie jak latanie, szkoda, że tak mokro.
Pokój na
piętrze miał znienawidzoną przeze mnie wannę, sedes i umywalkę. Ściany w tym
samym kolorze co pozostałe pokoje, zaczynało to przytłaczać. Dobrze, że
przedmiotów sanitarnych nie przemalował. Było jedno wejście, więc musiałam się
cofnąć. Po drugiej stronie wody widniała sypialnia, tak przynajmniej
wywnioskowałam po kilku łóżkach i miśku. Piekarnik pewnie znajdował się gdzieś
wyżej, a może odchodził od tej sypialni? Przeskoczyłam niechętnie przez wodę,
która była pośrodku, między pokojami. Sypialnia była duża. Walało się tu dużo
łóżek. Miałam problem by przejść obok nich. Talentu do wystroju mój twórca nie
posiadał. Dostałam się z trudem do drzwi. Drzwi specjalnie skonstruowane
zacięły się. Może tam nie było piekarnika, ale musiałam sprawdzić. Szarpałam,
popychałam ciągnęłam te drzwi, ale nie chciały się przesunąć. Wolałam zwykłe
konstrukcje, wymyślne tylko funkcjonowanie utrudniały. Użyłam łóżka do
otworzenia drzwi. Pchałam łóżko z całych sił. Nic nie dawało, postanowiłam
odpocząć. Usiadłam przed drzwiami zastanawiając się jak je otworzyć. W drzwiach
była lekka wypustka, wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi. Dotknęłam jej.
Myślałam, że to mechanizm otwierania, jednak drzwi pozostały nieruchome. Przyjrzałam
się lepiej drzwiom. Może należało je podnieść za pomocą przepustki?
Spróbowałam. Chwyciłam wypustkę obiema łapkami i zaczęłam pchać wypustkę do
góry. Drzwi drgnęły. Zobaczyłam szparę z której pokazało się ciepłe światło.
Gdy szpara była na tyle duża, bym się przepchnęła zablokowałam ją ogonem.
Następnie schyliłam się by przejść na drugą stronę. Niewiele było tej podłogi
za drzwiami, zorientowałam się po czasie, że nie starczy mi miejsca nawet by
usiąść.
- aaaaa –
krzyknęłam spadając w przepaść. Mimowolnie zasłoniłam łapkami oczy.
Upadłam na
fotel. Upadek odebrał mi trochę tchu. Co za diabelstwo wymyślone przez twórcę,
tak mnie narażać. Choć w sumie nic mi nie groziło. Nie mogłam nic połamać, moje
ciało było niezniszczalne. Odczuwałam jedynie poobijania i zmęczenie, jednak
nic wielkiego nigdy mi nie groziło. Tak nas stworzyli Stwórcy gry.
Odsunęłam
łapki od oczu by zobaczyć miejsce w którym wylądowałam. Pokój był koloru
pomarańczowego. Przy każdej ścianie stała pochodnia. Blask pochodni ocieplał
srogi wygląd pokoju. Prócz pomarańczowego fotelu na którym siedziałam znajdował
się jeszcze stół i kwadratowe pudełko przewrócone na bok. Zeskoczyłam z fotelu
i podeszłam do niego. W środku pudła zobaczyłam płomyki. Pewnie to był ten
piekarnik o którym opowiadała Elisa. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- Nie
wzięłam tych ciastek – dotknęłam łapką czoła z niedowierzeniem. Co za strata
czasu. Szukałam piekarnika nie biorąc ze sobą ciastek. Ten pokój wyglądał na
taki, który ma jedynie wejście, bez wyjścia. Chciałam upiec te ciastka.
Musiałam się wrócić na sam początek swej podróży po chatce. Chodziłam wzdłuż
ścian. Ciepło pochodni suszyło moje futerko. Przynajmniej farby z futra się
pozbyłam. Jakiś plus. Zobaczyłam szparę między dwiema pochodniami. Łapką
nacisnęłam na szparę. Poczułam szarpnięcie. Znalazłam się z powrotem na
początku. Potrząsnęłam głową by pozbyć się resztki otumanienia. Podbiegłam do
stołu i chwyciłam ciastka znajdujące się na talerzu. Następnie przebyłam całą
drogę do pieca. Musiałam je dobrze trzymać gdy wchodziłam w prąd wody, by nie
zgubić ani jednego. Gdy dotarłam do imitacji piekarnika ciastka łącznie ze mną
były mokre, a ja zdyszana. Włożyłam mokre ciastka do piekarnika.
- Wysuszą
się – stwierdziłam. Usiadłam przy jednej z pochodni. Ogrzałam się obserwując
ciastka w piekarniku. Nie wiedziałam w którym momencie je wyjąć. Za stosowny
czas na wyciągnięcie ciastek uznałam zapach. Czekałam aż poczuje zapach
ciastek, który czułam w koszyku Elisy.
- Udało się!
– krzyknęłam. Zapach ciastek rozniósł się po całym pomieszczeniu. Poparzyłam
trochę łapki, ale nie zwróciłam na to uwagi. Za bardzo cieszyłam się z sukcesu,
który osiągnęłam.
- A masz
świecie, pokonałam granice, które na mnie nałożyłeś! – z radością
krzyczałam.
Wzywały mnie
obowiązki. Włożyłam ciastka do koszyka. Na szczęście moja skrytka przenosi się
wraz ze mną. Mam niewiele rzeczy. Przywiązałam koszyk do ogona wstążką
znalezioną w skrytce. Nadszedł czas by spotkać się z Kalikiem. Przez ten krótki
czas nauczyłam się wiele. Zrozumiałam czym jest strata, walka, cierpienie,
radość i więź. Byłam gotowa na odpowiedzi, których wcześniej się obawiałam.
Wyszłam z
chatki. O dziwo przed chatką znajdowało się podwórze ze sporą ilością
niebieskich kwiatów. Ich zapach otumaniał. Tuż za ogródkiem była przepaść. Jak
przy większości chatek plemiennych.
Podeszłam do krawędzi, zamknęłam oczy i pomyślałam o Anie. Następnie
skoczyłam w przepaść. Po ponownym otworzeniu oczu ujrzałam chatkę Any. Na
ogonie nadal zawieszony był koszyk z ciastkami. Żadne mi nie uciekło. Pchnęłam
drzwi. Ana ich nie zamykała, nie musiała.
- Jestem –
oznajmiłam pewnym głosem. „…gotowa” – dokończyłam w myślach.
Weszłam do
pokoju w którym na ogół przebywała Ana. Zastałam już tam Kalika. Spojrzał się
na mnie. W jego oczach błysnęła ciekawość i zrozumienie, obok Ana patrzyła
wystraszona.
- Cześć wam
– przywitałam się. – przyniosłam ciastka – przesunęłam ogon bliżej nich.
Ana wlepiała
we mnie wzrok z niedowierzeniem, zaś Kalik uśmiechnął się.
- Szybko się
uczysz – odparł.
- Skąd
pewność, że tego nie potrafiłam? – odpowiedziałam uśmiechem.
- Zmienił ci
się wzrok – chwycił koszyk – przybyło ci iskierek.
Miał
odpowiedź chyba na każde pytanie. Spodziewałam się trochę innej odpowiedzi, ale
ta była znacznie ciekawsza.
- Chciałabym
ci zadać kilka pytań… – zaczęłam, ale Kalik przerwał mi unosząc łapkę do góry.
- Pytania
zawsze mogą poczekać, najpierw spróbujmy ciastek – wyciągnął jedno z koszyka –
ładnie pachną.
Siegnęłam
łapką drugie i wyciągnęłam kolejne dla Any.
- Ana już
się tak nie patrz – zaśmiałam się – Spróbuj.
Wzięła
ciastko ode mnie i powąchała, a potem ugryzła. Uśmiechnęła się, w końcu. Od
mojego przybycia to był jej pierwszy uśmiech.
- Dobre są –
pochwaliła.
- Mają inny
smak niż te od Elisy – odparł Kalik, przyglądał się mojej reakcji. Jadłam dalej
ciastko, chciał mnie sprowokować, jednak w głowie miałam obietnicę, którą
złożyłam.
- No
oczywiście, że mają inny smak – powiedziałam – przecież to moje pierwsze
ciastka.
Pokręcił
głową.
- Czuć w
nich coś więcej niż same ciastka. – uniósł jedno z ciastek – w nich można
wyczuć odwagę, pewność siebie oraz chęć odkrywania. To nie są zwykłe ciastka
–okręcił ciastkiem w łapce – one wywołują u osób, które ich skosztują, pewne
uczucia. Dokładniej dodają pewności siebie – uśmiechnął się. – Wyszłaś poza
granice Lena.
Ciastka
wywołujące jakieś emocje? Nawet nie wiedziałam, że tak się da. A więc się da i
można dokonać rzeczy niemożliwych.
- Dla mnie
nie ma już granic – oznajmiłam na głos.