Powrót do domu Shes zajął nam mniej czasu niż sama podróż. Po drodze Kalik rozmawiał z Shes i Sweetie. Ja w tym czasie pogrążyłam się we własnych myślach. Nikt mi nie przeszkadzał. Widocznie postanowili mi dać czas na przemyślenie wszystkiego. Tak naprawdę nie miałam zamiaru niczego przemyślać. Bardziej skupiłam się na fakcie dotyczącym rodzeństwa. To pochłonęło moją całą uwagę. Szansa na bliską przyjaźń, poznanie osób, które mnie zrozumieją. Ceniłam sobie myszki, które do tej pory poznałam. Jednak te najbliższe memu sercu zniknęły i nawet nie wiedziałam jak je spotkać. Przed oczami pojawiła się Nina. Tęskniłam za nią. Może to była moja siostra? To była szansa by ją odzyskać.
Niestety byłam skazana na polecenia nauczycieli. Zgodziłam się na naukę, więc nie mogłam narzekać. Kalik miał rację. Potrzeba mi cierpliwości. Posiadałam jej naprawdę niewiele.
- Lena – Kalik przerwał mi rozmyślanie. Znajdowaliśmy się przed domem dziewczyn.
Podniosłam głowę na znak, że słucham.
- Zostawię cię z Shes – powiedział – Ja muszę iść. Ale proszę cię byś wypełniła wszelkie polecenia Shes. Dobrze?
Kiwnęłam głową. Faktycznie dużo czasu ze mną spędził. Pewnie nie tylko ja należałam do jego znajomych. A on poświęcał mi naprawdę dużo czasu. Patrząc na to ile dla mnie zrobił, byłam naprawdę niewdzięczną uczennicą.
- Dziękuję – wyszeptałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony. Pewnie tego się nie spodziewał. Szczerze powiedziawszy ja też nie. Wyszło to tak nagle, bez zastanowienia. Wiedziałam, że muszę to powiedzieć.
Dotknął łapką mojego policzka.
- Spotkamy się w najbliższym czasie – obiecał – Nie rozrabiaj.
- Nie mogę tego obiecać – uśmiechnęłam się. Jego oczy zalśniły w blasku słońca. Odwzajemnił uśmiech a potem poszedł w swoją stronę.
- Chodź Lena – zaprosiła Shes – Zjesz coś na początek, a potem sprzątniesz pracownię.
- Już widzę jak ona to robi – zaśmiała się Sweetie.
Weszłam do chatki nauczycielki. Bez słowa usiadłam przy stole. Sweetie przez cały czas mierzyła mnie wzrokiem. Było mi obojętne co ona o mnie myśli. Chciałam jak najszybciej wykonać pracę i wrócić do siebie. Gdy Shes postawiła przede mną danie szybko je skonsumowałam. Nawet nie skupiłam się na tym co jem, jak smakuje. Była to zbędna czynność. Którą musiałam wykonać.
- Gdzie pracownia? – spytałam po skończonym posiłku.
- Jest na piętrze – odpowiedziała Shes. Wyczułam smutną nutkę w jej głosie. Pewnie ją czymś uraziłam. Postanowiłam ją przeprosić później, gdy załatwię sprawę z rodzeństwem.
Podeszłam do trampoliny. Bałam się jej. Jednak to była moja kara. Należy przyjmować kary. Weszłam na nią i zaczęłam się odbijać. Moje ciało było podrzucane w górę, czułam jak wszystko w środku skacze. Zaczynałam mieć lęk wysokości. Byłam coraz wyżej, dodatkowo jeszcze spadałam. Zatęskniłam za wodnymi windami. Obiecałam sobie już na nie nie narzekać. Spojrzałam w bok i zobaczyłam swoją nauczycielkę przy jednym z pokoi. Trzymała drzwi bym mogła wejść bez przeszkód. Odbiłam się ostatni raz hamując wysokość dodatkowym skokiem i wylądowałam obok nauczycielki. Znajdowałyśmy się dość wysoko. Upadek może boleć. Przede mną rozpościerał się duży pokój. Na końcu znajdował się stół z dwoma krzesłami, obok nich przeklęta trampolina. Na podłodze znajdowały się różne opakowania z których ściekały farby. Za stołem zaś było płótno. Podeszłam by lepiej się przyjrzeć. Ktoś narysował na nim piękną chatkę i myszkę. Nie przypuszczałam, że można tak tworzyć.
- Ładne – pochwaliłam.
- Dziękuję – powiedziała Shes – Twoim zadaniem jest ogarnięcie farb. Połóż je na stole. Te, które zebrałaś także. Jak skończysz to mnie zawołaj. – Odwróciła się i zeskoczyła.
Wzdrygnęłam się. Nie wiem czy dam radę zeskoczyć. Wskoczyć jest prosto, bo nie patrzy się w dół, ale przy próbie zeskoczenia trzeba spojrzeć, gdzie wylądować. Najgorsza chwila. Czemu Stwórcy tak nad nami się znęcają?
Zabrałam się za zbieranie farb. Dość szybko się uwinęłam. Zebrane przez siebie farby postawiłam obok. Cały stolik był zawalony. Wzięłam ścierkę, która na moje szczęście była jeszcze wilgotna. Szukanie łazienki z trampoliną nie wchodziło w grę. Przerażała mnie ta chatka. Wytarłam plamy farby na podłodze.
- Skończyłam! – zawołałam z góry.
Shes pojawiła się prawie natychmiast.
- Dobrze się spisałaś – pochwaliła mnie – Myślę, że na tym dziś skończymy. Na następnych zajęciach powiem jak używać farby.
- Dobrze – zgodziłam się – Mogę już iść? – spytałam niecierpliwie.
- Tak – odpowiedziała i spuściła głowę. A ja niewiele myśląc zeskoczyłam. Znowu podskoczyłam w powietrzu by bardziej się nie odbić. Zastanawiało mnie skąd wiedziałam o tym triku. To chyba przeczyło wszelkim prawom grawitacji. Wybiegłam z chatki i ruszyłam do swej przystani. Sweetie jeszcze coś krzyknęła mi na pożegnanie, ale zignorowałam to.
Gdy dobiegłam do chatki serce biło mi jak oszalałe. Weszłam i poczułam się zawiedziona. Czego ja się spodziewałam, że rodzeństwo mnie przywita? Podeszłam do kanapy i usiadłam. Skupiłam się tak samo jak w przypadku wizji twórcy. Niestety nic nie czułam. Czekałam na te chwilę, ale ona nie nadchodziła. Przygniatała mnie samotność. Odrzucałam wszelkie znajomości by podążać za uzyskaniem odpowiedzi. W rezultacie pozostawałam sama. Zakryłam łapkami swój pyszczek. Rozpłakałam się. Sama zrzuciłam na siebie taki los. Możliwe, że rodzeństwo wie o moim istnieniu, ale nie chce mnie poznać. Moje futerko stało się mokre od łez, które nie przestawały lecieć z oczu.
- Jestem głupia – wyszeptałam do siebie. Kalik mi tyle oferował, chciał bym przyzwyczaiła się do świata, lepiej go poznała. A ja swoim zwyczajem wszystko niszczę.
- Nie płacz – usłyszałam, jednak nie podniosłam głowy. Ciałem wstrząsał szloch. Poczułam jak ktoś mnie przytula – Jestem przy tobie.
Po dłuższym czasie zorientowałam się, że nie jestem sama. Podniosłam łepek. Mój wzrok zetknął się z brązowymi oczami, które podkreślały słoneczne futro. Myszka przede mną lśniła promieniami słońca.
- Kim jesteś – wyszeptałam.
- Mam na imię Melania – odpowiedziała.
- A co robisz w tej chatce? – coś nie dawało mi spokoju.
- Płakałaś to przyszłam – oznajmiła.
Wtuliłam się w nią. Czułam, że coś nas łączy. Może to moja siostra?
- Tak głośno płakałam? – oczy mi się powoli zamykały. Ze wszystkich sił walczyłam z sennością.
- Nie – zaprzeczyła.
- To jak? – głos miałam coraz cichszy.
- Nie wiem dokładnie, ale czułam, że musze przyjść.
- Znasz swojego twórcę? – powoli odpływałam w stan nieświadomości. Ostatkami sił zadawałam dręczące mnie pytania, choć powoli przestawało mieć to znaczenie. Czułam się bezpiecznie i dobrze w objęciach Melanii.
- Nie
- Ja znam, może mamy tego samego.
- Śpij – uspokajała moje myśli.
- Zostań przy mnie – mocniej ścisnęłam jej futerko – Nie zostawiaj mnie, nie chce być sama.
- Zostanę – obiecała – Jesteś zmęczona. Odpoczynek ci pomoże – jej słowa brzmiały jak kołysanka.
Już nie walczyłam. Pogrążyłam się we śnie. A we śnie poznałam odpowiedź kim dla mnie jest Melania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz